129. dzień leczenia
Wróciliśmy i powoli wpasowujemy się w stare schematy. Dzieciaki były zachwycone Hiszpanią, my z J. stwierdziliśmy natomiast, że potrzebujemy jeszcze przynajmniej tygodnia, żeby... odpocząć po tych wakacjach. Wszystko fajnie, ale nieustannie pilnowanie trójki małych dzieci jest męczące. Nawet bardzo. Fajne jednak jest to, że Miniek naprawdę dobrze funkcjonuje na takich wyprawach. Odprawa, długie czekanie na podstawienie samolotu, przelot, przejazdy taksówkami, autobusami, noclegi w hotelach...wszystko to nie stanowi dla niego żadnego problemu. Są tylko dwie rzeczy, które nadal go stresują: klimatyczne restauracje i kafejki (przeraża go ich ciemne wnętrze) i toalety publiczne (boi się głośnych suszarek do rąk). Mimo tych kilku "strachów", jednogłośnie z J. stwierdziliśmy, że tego typu wyprawy są dla Mińka doskonałą terapią. Nasz mały facet podczas każdej z podróży musi nieustannie zmagać się ze swoimi ograniczeniami i obawami i walczy sam ze sobą w naprawdę wielkim stylu. Bardzo stara się zachowywać "jak dorosły" ;) Uwielbia zwiedzać nowe miejsca, nie przeraża go długa wędrówka, z zainteresowaniem obserwuje wszystko, co dzieje się wokół. Z każdej podróży wraca podbudowany, że znów dał sobie ze wszystkim doskonale radę, o czym nas informuje ;)... i ciężko nie przyznać mu racji ;D
Reasumując: podróże leczą skutecznie autyzm u mojego dziecka. Polecam zatem zwiedzanie świata jako kolejną, skuteczną terapię ;)
A oto i Miniek we wlasnej osobie na jednej z plaż wybrzeża Costa Brava
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz