156. dzień leczenia
...no i Miniek nam się powikłał. W czwartek Miniasty zaczął delikatnie pokasływać. Nic nie wskazywało na to, że te sporadyczne pokasływania przerodzą się w coś poważniejszego, a jednak. W piątek Miniek kasłał już intensywniej (mokry kaszel), ale też nie było tragedii, Kiedy zaczął pokasływać w nocy z soboty na niedzielę, stwierdziłam, że czas zacząć mu coś podawać. Zaczęłam od metod tradycyjnych i zaaplikowałam mu sok z buraka i posmarowałam klatkę piersiową i plecy Vickiem. Sok pił po łyżeczce przez cały dzień, ale zamiast być lepiej, miałam wrażenie, że oddycha ciężej, kaszle mocniej i już nie mokrym, ale suchym, duszącym kaszlem. Wieczorem było już naprawdę poważnie; Miniek kasłał już praktycznie bez przerwy i miał problem z nabraniem powietrza. Kiedy zaczął kasłać podczas kolacji i o mało nie zadławił się jedzeniem, stwierdziłam, że nie ma co liczyć na cudowną moc buraka i podałam mu Ibuprofen i jedną ze "wziewek". W miarę spokojnie udało mu się przespać pierwszą połowę nocy, ale około 2.00 nad ranem znów zaczął się dusić. Znów daliśmy mu "wziewkę" i po jakimś czasie mógł spokojnie dospać do rana.
Miniek jest dzieckiem astmatycznym. Nie ma wprawdzie stwierdzonej astmy, bo i badań żadnych nie przechodził (pediatra twierdzi, że z tego wyrośnie), nie bierze też żadnych leków na stałe, ale zazwyczaj raz, dwa razy do roku zdarza mu się mieć poważne ataki duszności, które ustępują dopiero po podaniu jednej z dwóch "wziewek" (druga to sterydy i ostateczność). Najcięższy okres dla Mińkowych oskrzeli to od kilku lat przełom czerwca i lipca. Widocznie coś w tym okresie pyli na tyle intensywnie, że organizm Miniastego sobie z tym nie radzi, mimo podawanego od pół roku leku antyhistaminowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz