11. dzień leczenia
Znów fajny dzień ;) Miniek jest w coraz lepszej formie, co zauważył też J. Bez problemu można z nim porozmawiać, nie mieliśmy dziś ani jednej histerii (hura!:) , jest spokojny, zadowolony...własnie gra z tatą w domino obrazkowe (liczbowe). Z tego co słyszę, (siedząc w kuchni), więcej problemów stwarza skacząca po kafelkach domina Iśka, której buzia się nie zamyka ;) Miniek jest całym sobą zaangażowany w grę ;)
Z innych ciekawostek dnia dzisiejszego; byliśmy u pediatry z Mińkiem i Kajkiem. Zastanawiam się nad celowością tej wizyty. W sumie kobieta wypytała nas tylko o to, jak Miniek czuje się w szkole, czy robi postępy, zważyła go, zmierzyła i koniec. Tak w ogóle, to nie widzi potrzeby widzenia Mińka w ogóle, bo ona mu już diagnozę wystawiła (ASD), a że to jest diagnoza "na życie" - co sama nam zresztą powiedziała, nie widzi sensu oglądania go więcej. Ot, masz diagnozę i krzyżyk na drogę. Pytanie: po jaką cholerę potrzebny komu pediatra, który nie leczy dzieci?! Jeżeli nadal nie ma jednoznacznie stwierdzonej przyczyny powstawania autyzmu, czyli pisząc łopatologicznie nie wiadomo dokładnie skąd się "toto" bierze, dlaczego żaden z lekarzy (mam tu na myśli głównie lekarza pierwszego kontaktu i pediatrę) nawet nie zada sobie trudu i nie zleci dziecku podstawowych badań, nie spróbuje chociażby wyrównać niedoborów żywieniowych w organizmach tych dzieci (dzieci autystyczne przy ich wybiórczości jedzenia często są na nie narażone). Czym dłużej mam do czynienia z tzw. konwencjonalnym leczeniem, tym częściej wątpię w jego dobre intencje i skuteczność. Każda wizyta "sponsorowana" przez NHS zbliża mnie do alternatywnych metod leczenia. Współcześni lekarze konwencjonalni leczą objawy, a mnie nadal interesuje dojście do źródła i przyczyna choroby. Tego zamierzam się trzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz