35. dzień leczenia
Miniek był dziś cokolwiek nie w formie. Rano, gdy byliśmy już na terenie szkoły, zaczął coś mruczeć pod nosem, że on chce... jechać do muzeum. Ni z tego ni z owego wymyślił sobie i buczy. Po szkole też nie było lepiej. Odbierając go wiedziałam, że ledwo trzyma się na nogach. Ewidentnie był zmęczony, a ja jeszcze prawie biegiem pogoniłam go na parking (ograniczenia czasowe biletu z parkometru). Przed autem też doszło między nami do małego spięcia, bo zaczął sam pakować się do samochodu. Nie byłoby w tym oczywiście nic złego, gdyby nie to, że samochód zaparkowałam przy głównym wyjeździe z parkingu, a jego fotelik znajdował się właśnie od strony wyjazdu, przy czym ruch był tam dziś spory. Powiedziałam, że nie otworzę samochodu, dopóki do mnie nie wróci i nie poczeka, aż sama go tam zaprowadzę. Coś tam fukał pod nosem, ale ostatecznie wrócił:) Przez całą drogę śpiewał, a jak tylko ucichł, Iśka natychmiast uświadamiała mu, że teraz to jest jego ulubiona piosenka, więc powinien śpiewać. I znów śpiewał oczywiście ;) Przed domem kolejne spięcie, o co poszło, już nie pamiętam, ale wizja schowania komputera i odcięcia dziś Mińka od gier, szybko przywróciła go do porządku. A w domu...pograł, pooglądał bajki, obiadu prawie nie ruszył (no dobrze, zjadł trzy małe klopsiki) i skakał, biegał, uderzył się w głowę, dwa razy się zsikał w spodnie...Nie bardzo wiedziałam, co się z nim dzieje, ale po przeczytaniu notki ze szkoły stwierdziłam, że chyba miał za dużo uwagi poświęconej w tym tygodniu i chyba bez wentyla bezpieczeństwa, czyli możliwości odreagowania. Okazało się bowiem, że Miniek był "Gwiazdą Tygodnia" i to podwójnie Raz: z racji tego, że chyba czymś tam sobie na ten tytuł zapracował, dwa: w tym tygodniu obchodzono w szkole "Tydzień szacunku". Z tego tytułu poniekąd, Miniek też stał się gwiazdą klasową, jako jedyny uczeń ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Eh...chyba mu to gwiazdorzenie bokiem wyszło. Mi na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz