47.dzień leczenia
Porażka na całej linii. Awantura. Powód? Miniek nie chciał iść do szkoły. I nie poszedł, ale po kolei. Rano jak zwykle nakarmiłam Kajka kaszką z mlekiem, przygotowałam Isi kubeczek mleka i zrobiłam dwa omlety. Standard. Najpierw Isia zaczęła marudzić, że jej omlet nie smakuje (nic w recepturze nie zmieniałam!), ale odpuściłam: nie chce, niech nie je, ona akurat zawsze jak ma chęć przyjdzie i poprosi. Jest zdecydowanie prostsza w wyżywieniu ;) Później zaczęła się jazda z Mińkiem. Stwierdził, że on też nie będzie jadł omleta. Tu już odpuścić za bardzo nie mogłam, bo po pierwsze: musi wziąć Nystatynę (podaje się ją po posiłku), po drugie: pierwszy posiłek w szkole zjadłby dopiero około godz. 10-11. Jak go znam, zanim dotrwałby do tej godziny, zrobiłby awanturę, bo byłby głodny. Wyznaczyłam mu zatem kawałek omleta, który zjeść musi, bo inaczej nie dostanie "leku cytrynowego" (tak nazywa Nystatynę;). Zjadł. Później zaczął się kosmos z wybieraniem się do szkoły: ubrałam Kajka, przygotowałam Isię, naszykowałam ubrania Mińkowi, ale kątem oka widziałam, że nie zamierza się ubrać. Zastosowałam strategię: "Ok, nie chcesz iść do szkoły? W porządku. Ale ja i tak tam pojadę i poinformuję o tym panią, dlatego proszę powiedz mi co mam jej przekazać, dlaczego dziś nie przyszedłeś?" Z reguły takie podejście działało, tzn. szybko zmieniał front i twierdził że on już chce iść do szkoły. Dziś nic. Olał temat, wziął śmieciarkę i poszedł do swojego pokoju. Nie zrażona zaczęłam ubierać resztę dzieci w kurtki, założyłam buty...i wtedy się zaczęło. Wrzask, bo on chce iść do szkoły. Ok, wróciłam pokazałam mu gdzie leżą przygotowane ubrania i czekam. A co robi Miniek? Patrzy na mnie z uśmiechem pod nosem i ani myśli wstać z łóżka. Wyszłam. Za chwilę znów wrzask, bo on chce się ubierać. Wróciłam, choć czasu było już coraz mniej. A ten znów powtórka z rozrywki. Udaje, że zdejmuje spodnie od piżamy, przy czym stoi i śmiejąc mi się w twarz czeka na moją reakcję. Tak jeszcze kilka razy. W końcu nie wytrzymałam. Poszłam do sypialni, siadłam na łóżku i zaczęłam wyć. Z bezsilności, z poczucia porażki, bezsensu tego co robię, jałowości mojej pracy i starań. Zadzwoniłam do J. poprosiłam, żeby powiedział, że Miniek dziś do szkoły nie przyjdzie. Siedzi w domu. Wszyscy siedzimy. Miałam zrobić zakupy. Miałam plany. Miałam.
Ręce mi opadły. Podczas gdy pisałam tego posta, moje kreatywne dzieci rysowały długopisami po wykładzinie w kuchni. Iśka podpisała się w kilku miejscach, Miniek znalazł gdzieś rozlany długopis, rozkręcił go i tym upierniczonym w atramencie wkładem "pisał" po wykładzinie. Mieszkanie jest wynajęte, więc tego typu (nieścieralne) zniszczenia są/będą dla nas sporym problemem Jest dopiero 10.00 rano. Boję się, co jeszcze mnie dziś czeka.
Ręce mi opadły. Podczas gdy pisałam tego posta, moje kreatywne dzieci rysowały długopisami po wykładzinie w kuchni. Iśka podpisała się w kilku miejscach, Miniek znalazł gdzieś rozlany długopis, rozkręcił go i tym upierniczonym w atramencie wkładem "pisał" po wykładzinie. Mieszkanie jest wynajęte, więc tego typu (nieścieralne) zniszczenia są/będą dla nas sporym problemem Jest dopiero 10.00 rano. Boję się, co jeszcze mnie dziś czeka.
Dziś na obiad zrobiłam Piersi z kurczaka w sosie pieczarkowym, a przepis znalazłam na stronie http://www.mniammniam.com, a oto i on:
Może nie jest to nic nadzwyczajnego, co jakoś szczególnie zachwyciłoby mnie smakiem, ale przy drobnej modyfikacji nadaje się do zastosowania w diecie bezglutenowej, bezmlecznej i bezcukrowej, a to już spory sukces :)
Poniżej lista tego, co w przepisie zmodyfikowałam.
1. Zamiast oliwy i masła - olej kokosowy
2. Pierś z kurczaka tylko posoliłam i popieprzyłam, darowałam sobie posypywanie go przyprawą do kurczaka, bo gotowe mieszanki przypraw w większości zawierają gluten. Z reguły używam tylko jednej przyprawy do kurczaka gdzie na 100% glutenu nie ma, ale okazało się, że akurat mi się skończyła.
3. Pieczarki i cebulę podsmażyłam, ale później wszystko zmiksowałam blenderem na gładką masę (Iśka nie lubi cebuli i grzybów więc muszę je ukrywać - jak nie widzi, to zje bez problemu ;)
4. Zamiast śmietany - gęste mleko kokosowe. Następnym razem spróbuję użyć kremowej kostki kokosowej, bo z tym mlekiem sos ma dość słodki smak. Oczywiście dzieciom to nie przeszkadza, ale poeksperymentuję.
5. Ostatecznie na talerzu wylądował: kurczak + sos pieczarkowy + kasza gryczana + mieszanka warzyw (papryka, pomidor, ogórek).
Kiedy postawiłam danie na stole, dzieciak obejrzały je dokładnie, pogrzebały trochę w kaszy, wyjadły pomidory i... odeszły. Jako, że po porannych "zamieszkach", nie miałam siły dziś o cokolwiek walczyć, nie nakłaniałam żadnego z nich do jedzenia. Ot, po prostu obiad stał sobie ponad godzinę na stole. Po godzinie dzieci wróciły, usiadły i zjadły. Wszystko. ;)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz