57. dzień leczenia
Robi się coraz ciekawiej. Dziś Miniuś z Isią urządzili sobie konkurs skoków na łóżku w sypialni. Często bawią się w ten sposób, ale dziś Miniek spadł i potłukł sobie nogę. Nie wiem, co konkretnie stało mu się z tą nogą, (wybił ją? krzywo stanął? wpadła mu gdzieś?), bo nie potrafił mi powiedzieć, a ja podczas wypadku byłam w drugim pokoju, ale wrzasku narobił takiego jakby ją co najmniej złamał. Obejrzałam nogę dokładnie, nie była spuchnięta, wszystkie kości wydawały się być na miejscu, nie była nawet zaczerwieniona, ale Miniek stanąć na nią nie mógł. Każda próba kończyła się płaczem i krzykiem. Zaniosłam go do drugiego pokoju, włączyłam bajki i wreszcie się uspokoił. Za jakiś czas zachciało mu się siku. Stanął na nogę i znów wrzask. Podałam mu więc rękę i przy moim wsparciu podreptał do toalety. Pomogłam mu też wrócić i po raz kolejny obejrzałam nogę. Zaczęłam ją masować, a nawet delikatnie wyginać w różne strony i nic. Zero krzyku, narzekań. Już sama nie wiem co jest grane. Postanowiłam dać mu paracetamol (przeciwbólowo) i poczekać do jutra. Mam nadzieję, że obejdzie się jednak bez wizyty na pogotowiu, bo na samą myśl, że miałabym jechać z całą trójką i czekać tam kilka godzin na lekarza, robi mi się słabo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz