76. dzień leczenia
Wiem, że ostatnio zaniedbuję bloga, ale wieczorem jestem tak wyczerpana fizycznie i psychicznie, że nie starcza miu już sił na pisanie postów. Może jak wrócimy do Londynu, to wrócę również do swojego rytmu, bo o odpoczynku mogę pomarzyć.
Jeżeli chodzi o Mińka i jego zachowanie...sinusoida. Nic rewelacyjnego się nie dzieje, może poza tym, że zauważyłam, że Miniek coraz lepiej się wysławia, uzasadnia, argumentuje. Ostatnio planowaliśmy wybrać się do lokalnego Akwarium, żeby pooglądać rybki. Iśka, bardzo lubi zwierzątka więc postanowiliśmy zrobić dzieciom przyjemność. Niestety, z oglądania podwodnego świata nic nie wyszło, bo Miniek zrobił w samochodzie małą awanturę. J. chyba zapomniał, że młodego trzeba do wszystkich wydarzeń przygotowywać wcześniej (a może myślał, że jak Miniek był wielokrotnie w londyńskim akwarium i to "irlandzkie", też nie będzie problemem?) i wypalił, że ma dla dzieci niespodziankę w postaci Akwarium. No i się zaczęło... "Nie idę do żadnego Akwarium...zostanę w samochodzie i poczekam...jestem zdenerwowany... pobawię się pociągiem.... boję się akwarium... nie lubię rybek..." itd. Przy tym spazmy, płacz, zawodzenie i rozpacz jakby się jakaś tragedia wydarzyła. Mimo, że cała "akcja dramatyczna" rozgrywała się na parkingu vis a vis Akwarium, ostatecznie daliśmy sobie spokój ze zwiedzaniem. W ramach rekompensaty, Iśka poszła z lekko załamanym tatą na pobliski plac zabaw, a ja zostałam z rozdrażnionym Mińkiem i śpiącym, niczym niewzruszonym, Kajkiem w samochodzie. Siedziałam i rozmawiałam (tak rozmawiałam!) z Mińkiem o jego strachach, obawach i zdenerwowaniu. Po ostatnim ataku stwierdziliśmy, że nie będziemy Mińka wystawiać na dodatkowy stres. Dopóki nie będziemy mieli jasnych danych, co leżało u podstaw ataku, wolimy dmuchać na zimne i ograniczać mu ilość bodźców, szczególnie jeśli sam się przed nimi wzbrania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz