98. dzień leczenia
Młody ma przerwę w szkole aż do wtorku. Pogoda jest ładna, postanowiliśmy zatem zabrać dzieciaki na rowery. Zapakowaliśmy sprzęt i wyszliśmy pojeździć na placu zabaw koło bloku. Okazało się jednak, że zjeżdżalnie, dwie otwierane furtki i ścianki wspinaczkowe są dużo atrakcyjniejsze niż pedałowanie, które wymaga zdecydowanie więcej wysiłku. Początkowo siedliśmy z J. na murku mocno zrezygnowani, wszak plan był inny. Ostatecznie, żeby zachęcić Mińka do jazdy na rowerze, wpadliśmy na pomysł, że jedno wejście na plac zabaw, to będzie garaż, a drugie to sklep. Zadziałało ;) Miniek jeździł przez czas jakiś od "sklepu" do "garażu", a ja biegałam jak szalona od jednego wyjścia do drugiego i na zmianę otwierałam i zamykałam to jedną, to drugą bramę.
Miniek potrafi jeździć na rowerze z bocznymi kółkami, ale nie lubi się wysilać. Widać, że jednoczesne utrzymywanie kierunku, balansowanie, (kółka boczne specjalnie są lekko podniesione) i pedałowanie sprawia mu jeszcze trudność. Zbyt wiele czynności na raz. Zdecydowanie pewniej czuł się jeżdżąc gokartem, który tata dodatkowo przydźwigał z domu, żeby sprawić dzieciom jeszcze większą frajdę.
Miniek potrafi jeździć na rowerze z bocznymi kółkami, ale nie lubi się wysilać. Widać, że jednoczesne utrzymywanie kierunku, balansowanie, (kółka boczne specjalnie są lekko podniesione) i pedałowanie sprawia mu jeszcze trudność. Zbyt wiele czynności na raz. Zdecydowanie pewniej czuł się jeżdżąc gokartem, który tata dodatkowo przydźwigał z domu, żeby sprawić dzieciom jeszcze większą frajdę.
Po dwugodzinnym pobycie na świeżym powietrzu, zgłodnieliśmy. J. zaprowadził cały sprzęt do domu, a później wszyscy razem pojechaliśmy do lokalnego Tesco, jako że domowa lodówka świeciła pustkami. Podjeżdżamy jakby nigdy nic na przysklepowy parking, a Miniek zaczyna "koncert": "on nie idzie", "on zaczeka", "on nie będzie robił zakupów" itd. Początkowo myślałam, że czymś się może zdenerwował, czegoś wystraszył i stąd ta reakcja. Poprosiłam zatem J., żebyśmy darowali sobie zakupy i wrócili do domu. Zdążyliśmy dosłownie wyjechać za zakręt, a Miniek...zaczyna śpiewać. No nie! Wkurzona na maksa, kazałam J. wrócić do sklepu i tym razem mimo wrzasków i krzyków, zapakowaliśmy Mińka do wózka i poszliśmy kupić coś do jedzenia. Wystarczyły ok. 3 min., żeby Miniek się wyciszył i już reszta zakupów przebiegła bez zakłóceń.
No skubany. Kombinator, rządziciel i wymuszacz nam rośnie.
PS Dziś Miniek po raz PIERWSZY bujał się na huśtawkach - zwierzątkach (tych działających po wrzuceniu monety i standardowo stojących "pod" sklepami). Wcześniej omijał je szerokim łukiem. Mamy zatem kolejny krok do przodu! Mała rzecz, a cieszy ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz