piątek, 26 lipca 2013

177. dzień leczenia

Pakujemy się. W poniedziałek rano lecimy samolotem do Polski. Całe czterotygodniowe wakacje spędzimy u babci W, czyli mojej mamy. Mimo, że robiłam to już dziesiątki, (a może i setki razy), nie lubię pakowania walizek. Limity wagowe na lotniskach skutecznie mnie do tego demotywują, bo i jak sensownie spakować troje dzieci, dwie hulajnogi, pudełko leków, kilka produktów dietetycznych , że już o swoich i męża rzeczach nie wspomnę?  Sporo rzeczy bezmleczno-bezglutenowch kupiłam drogą internetową w Polsce, więc chociaż nie muszę się martwić, o to, że Miniek nie będzie miał co jeść, a i zawsze kolejna walizka z samym jedzeniem  mniej. Ustaliliśmy też z J., że jeżeli czegoś będę potrzebowała, on mi to zamówi. Ja niestety  (a może właśnie i stety), nie będę miała w Polsce internetu. W tamtym roku korzystałam z usługi internetowych w telefonie (polskiego operatora) i po przyjeździe do UK dostałam od niego rachunek opiewający na sumę 600 zł. W tym roku dziękuję, wolę za te pieniądze kupić coś dzieciom, szczególnie, że połączenia i tak były beznadziejnie, a strony w telefonie ładowały się po 15 min. Obejdzie się tym razem. Apropos rowerów: nie mówiłam nic dzieciakom, bo to ma być dla nich prezent, ale kupiliśmy im rowery: Isi różowo-biały 12 calowy , Mińkowi 16 calowy srebrno-czerwony. Oboje potrafią jeździć ze wspomagającymi kółkami bocznymi, ale może uda się nauczyć ich czegoś więcej? W każdym razie mam nadzieję, że te prezenty uatrakcyjnią im trochę pobyt u babci, a tym samym pozwolą i mi trochę odpoczęć. Może naiwnie, ale liczę na to;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz