poniedziałek, 12 sierpnia 2013

194.dzień leczenia

"Padam, padam...tak się cieszę, że Cię mam..."- słucham Marii Peszek zalegając ledwo żywa na ogromnym pluszowym Puchatku stojącym w pokoju dzieci. Każdego wieczora, kiedy czytam dzieciakom bajki przed snem, Puchatek otula mnie swoim dużym, żółtym, włochatym ramieniem. Taaaaak...od kilku tygodni to właśnie on udziela mi najwięcej wsparcia, a już na pewno mojej głowie ;) Ale  nie o Puchatku chciałam tylko o Mińku, a konkretnie o jego reakcji na wczorajszą wizytę gości w naszym domu. Otóż wczoraj na obiedzie była u nas moja bratowa z dziećmi, w sumie cztery osoby więcej przy stole. Byłam bardzo ciekawa, czy Miniek skusi się i wreszcie  usiądzie i normalnie zje obiad w tak licznym (dla niego) gronie. Niestety, nie udało się. Chociaż był o odwiedzinach poinformowany dużo wcześniej i czekał na nie podekscytowany, w ostatniej chwili odszedł od stołu i zaczął się chować w domu, w drugim końcu podwórka...Szkoda...widziałam, że ma ochotę pobyć z nami, a jednak nadal bardzo go to wspólne biesiadowanie stresuje. Zawsze miał z tym problem, żeby usiąść do stołu z nieznajomymi lub rzadko widywanymi ludźmi. Początkowo próbowałam go namawiać, zachęcać, przekupywać jakimś smakołykiem, ale te podchody w 80% nie działały. Teraz zmieniłam taktykę i nie zmuszam, nie zachęcam, pozwalam uciekać - czekam. Czy ta opcja okaże się właściwa? Zobaczę za czas jakiś. Czasami marzę o tym, żeby ktoś dał mi instrukcję obsługi, mapę do mojego dziecka. Chociaż raz chciałabym mieć stuprocentową pewność, że to co robię jest właściwe. Chociaż raz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz