środa, 23 października 2013

266. dzień leczenia

Byliśmy wczoraj u lekarza. Mińka i Kajka oglądały kolejno: pielęgniarka, kardiolog dziecięcy i pediatra. A teraz po kolei: 

Co stwierdziła pielęgniarka? 

Kajek: wzrost 90 cm, waga 13 kg, Miniek: wzrost 116 cm, waga 20 kg.

Co stwierdził kardiolog? 

Po zrobieniu chłopakom EKG i badania, które wyglądało jak USG (?) serca, kardiolog ogłosił, że panowie moi  mają zdrowe serduszka. Kamień z serca. Tym razem z mojego ;) Jako, że nigdy nie wiadomo, czy problem genetyczny chłopaków nie rozwinie się razem z ich rozwojem, zasugerowała, że za jakieś 5 lat możemy poprosić GP o kolejne skierowanie na rutynowe badanie serca. Poprosimy.  Na pewno!

Co stwierdził pediatra?

Właściwie nic nowego. Przytaknął  słowom kardiologa i wyraził ogólne zadowolenie z tego jak chłopaki wyglądają. Miło :) 


Po wizycie w szpitalu oddalonym od naszego domu o prawie godzinę drogi, wróciliśmy do domu. Miniek nie omieszkał zrobić awantury przy wyjściu z samochodu. Przysnęło się biedakowi w trakcie jazdy i nie do końca potrafił pogodzić się z faktem, że nastał czas pobudki i te kilkanaście kroków do domu będzie musiał wykonać o własnych siłach. Awantura zaczęła się już w samochodzie, z krzykiem na ustach Miniek przeszedł przez cały parking, później z głośnym szlochem przemaszerował przez korytarz w bloku, żeby arię swą dokończyć w windzie. W domu "strzelił focha" i postanowił się nie rozbierać na co już mu pozwoliliśmy, bo zajęliśmy się bardziej przyziemnymi sprawami: J. ogarnianiem kuchni, ja szykowaniem obiadu. Podczas posiłku zachowanie Mińka wróciło do normy, chociaż nie do końca. Zaczął opowiadać mi o "kanapce z rękami, koło której jest kalendarz, i obrazek i że bardzo mu się to podoba". Zdziwiłam się, bo Miniek z reguły o niczym nie opowiada, a tu proszę. Po dłuższym dochodzeniu udało mi się ustalić, że Miniek opowiada mi o... plakacie stojącym obok TK MAXXa, nieopodal naszego bloku. Był przeszczęsliwy, kiedy zauważył, że "załapałam" o co mu chodzi. :)  Później już tak miło nie było. Posypały się stwierdzenia i pytania cokolwiek dla mnie niezręczne: "mamo, to jedzenie jest za pikantne", " a czemu te kotlety są przypalone? "jakieś ciemne są te kotlety, to pewnie od spalonej cebuli", "mamo, a dziś też będziesz jeździć po krawężnikach?... " itd.
Z jednej strony cieszę się przeogromnie, że moje dziecko znów zaczyna mówić o otaczającym go świecie, ale kurcze czy musi skupiać się akurat na tym, co nie do końca mi wychodzi? :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz