277. dzień leczenia
Ostatnie dwa dni spędziliśmy poza domem, bo w domu nie dało się już wytrzymać. Cały czas ktoś krzyczał, płakał, wymuszał, rządził... Zero spokoju. Spakowaliśmy zatem ferajnę do auta i wyruszyliśmy za miasto. Wczoraj zwiedziliśmy skały w parku przyrodniczym położonym ok. godzinę drogi od naszego domu, a dziś pól dnia dzieciaki biegały po pobliskim, lokalnym lesie zwanym parkiem. Juto zaczyna się szkoła więc chociaż kilka godzin odpoczniemy. Mam taką cichą nadzieję. Jednocześnie boję się Mińkowego powrotu do szkoły, bo wiem w jakim obecnie jest stanie (bardzo drażliwy) i pewnie znów posypią się mało motywujące wpisy w zeszycie kontaktowym. Wykańcza mnie ta huśtawka, a i Miniasty też biedny nie bardzo wie co się z nim dzieje. Z jednej strony fajne, radosne , ciekawe otoczenia i coraz bardziej komunikatywne dziecko, z drugiej wystraszone nadwrażliwe maleństwo, przesadnie reagujące na dźwięki otoczenia.
Poniżej krótka fotorelacja z naszych wypraw:
Poniżej krótka fotorelacja z naszych wypraw:
Obywatel świat(ł)a.
Człowiek (z) kamienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz