Na wstępie napiszę, że nie jestem wyznawcą teorii spiskowych, bardziej empirykiem, który jak dotknie, zobaczy to uwierzy, ale...No właśnie to "ale". Zaczęłam się zastanawiać, czy po tych wszystkich porannych zabiegach ludzi ze szkoły, które miały uniemożliwić nam uczestnictwo we wczorajszej ocenie, "numer" z gitara nie był celowy. Nauczyciele doskonale wiedzą, że Miniek ma nadwrażliwość na niektóre dźwięki. Niemożliwe, żeby przez dwa lata nikt tego w szkole nie zauważył, dlatego mocno podejrzanym jest wybór pokoju do przeprowadzenia obserwacji. Skierowali dziecko z nadwrażliwością słuchową do sali, w której odbywa się nauka gry na instrumencie. Oczywiście nie byłam przy tym, mogę się tylko domyślać i sobie gdybać, ale przed oceną psychologiczną będziemy wnioskować na piśmie o przygotowanie Mińkowi pokoju możliwie daleko od rozpraszających go dźwięków, w tym muzyki. Tak na wszelki wypadek.
Wspomnę jeszcze o podejściu "włączającego", który cały czas był obecny podczas oceny. Co robi pan "włączający"? Na końcu podchodzi do logopedki i pyta, czy na pewno skrupulatnie zanotowała wszystkie błędy językowe, które popełnił Miniek. Wręcz zaglądał jej w zeszyt. To powiedziała nam już sama oceniająca. Gdyby to nie było żenujące, to może nawet byłoby śmieszne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz