116. dzień leczenia
Miniek zaczyna wreszcie panować nad sobą i swoimi atakami płaczu. Chyba szlaban na komputer zaczyna przynosić pożądane efekty ;) Oczywiście próbuje jeszcze pokładać się na dywanie i wrzeszczeć, ale przypomnienie o możliwości przedłużenia abstynencji komputerowej szybko stawia go do pionu ;) Rzeczą, nad którą konieczne muszę jeszcze popracować są poranne wyjścia do szkoły. Miniek na hasło: "Synu, idź się ubierz" dostaje akiejś głupawki i robi dosłownie wszystko, żeby postawić na swoimi i możliwie jak najbardziej odciągnąć moment ubierania. Mam wrażenie, że on gra z nami każdego ranka w jakiś rodzaj gry, w której odciąganie w czasie momentu ubierania powoduje, że z nami wygrywa. W momencie, kiedy zostaje wręcz zmuszony do założenia szkolnego uniformu i przygotowania się do wyjścia "gra" się kończy i wszystko wraca do normy, tzn. kończy się bieganie, uciekanie, chowanie, głupi śmiech itd. Nie muszę chyba pisać, że poranne wyprawienie mojego Mińka do szkoły jest dla mnie ekstremalnie stresującym wydarzeniem. W każdym razie, poinformowałam go dzisiaj, że komputer dostanie po przyjściu ze szkoły dopiero wtedy, gdy rano nie będzie cyrków z ubieraniem. Jutro będę miała okazję sprawdzić, co z tej mojej gadki zrozumiał.
Przypomniało mi się właśnie, że jutro rano Miniek i Kajek jadą do szpitala na kontrolne badanie nerek. Jako, że spora część dzieci z translokacją chromosomową, (taką jaką mają chłopaki), ma problemy m.in. z nerkami, genetycy zalecili abyśmy przebadali pod tym kątem i nasze dzieci. Wciąż czekany na skierowanie na badanie serca, też dla obu chłopaków. Właśnie uświadomiłam sobie, że na to skierowanie czekamy już UWAGA!!!!...2 rok!!! Wiwat angielska służba zdrowia!!! Jutro zlecę mężowi przekopanie dokumentów medycznych chłopaków i odnalezienie "odpowiedzialnego", który miał te skierowania wystawić, po czym wystosujemy do niego stosowne, acz średnio miłe, pismo przypominające ;)
Apropos pism wszelakich! Kilka tygodni temu, napisaliśmy list do pediatry, która podczas oststniej wizyty zlekceważyła nasze prośby o skierowanie dla Mińka na badanie mózgu ( prosiliśmy o EEG, bo martwiły nas jego nocne drgawki). Tydzień po wizycie, Miniek dostał ataku drgawek (niezapomniane "wrażenia" z pobytu w Irlandii). W liście napisaliśmy, że jej ignorancja o mało nie doprowadziła do tragedii. Wspomnieliśmy również, że jej zalecenia odnośnie nagrywania drgawek (tak, tak! pani pediatra zaleciła nam nagrywanie ataku na kamerę, bo to że my mówimy o drgawkach jest dla niej mało wiarygodne!!!), są absurdalne, a wręcz zagrażające bezpieczeństwu i życiu pacjenta!!! Nie wiem jakim być IDIOTĄ, żeby w momencie, gdy dziecko traci przytomność, a jego całym ciałem szarpią konwulsje, szukać aparatu i kręcić film!!! Nie wiem jak LEKARZ (pytanie: jaka uczelnia wydała jej dyplom?!) może zalecać coś takiego!!!
No w każdym razie wracając do tematu: napisaliśmy ten list, bo chcieliśmy, żeby informacja o tym jak "bardzo" pani doktor przejmuje się losem swoich pacjentów i jak "skutecznie leczy", pozostała w oficjalnych dokumentach. Dziś natomiast, siedziamy sobie jakby nigdy nic popijając rano kawę i... dzwoni do nas owa średnio rozgarnięta pani pediatra. Okazało się, że właśnie wróciła z wakacji i zmartwił ją nasz list. ZMARTWIŁ JĄ! Rozmawiał z nią J. i z tego co słyszałam, ani nie był dla niej miły, ani nie udzielił jej zbyt wielu informacji o Mińkowych drgawkach, stwierdzając, że wszystko co miał do powiedzenia, powiedział podczas wizyty kontrolnej, szkoda tylko, że ona to zbagatelizowała. W tej chwili nie widzi sensu kontaktu z nią, bo czekamy na skierowanie do neurologa.
Zastanawiam się, kiedy do cholery lekarze ruszą dupę i zaczną leczyć autystyczne dzieci!!! Póki co, trafiam wyłącznie na takich konowałów, (mówię o tych opłacanych z NHS-u), którym wydaje się, że jak dziecko ma diagnozę autyzmu, to na nic innego zachorować nie może. A wystarczy zlecić podstawowe badania (morfologia, mocz, kał), podstawowy panel metaboliczny, żeby zobaczyć jak bardzo nasze dzieci są rozchwiane zdrowotnie, jak mocno uszkodzony jest ich system immunologiczny. Może nie wyleczyłoby to w 100% naszych dzieci z autyzmu, ale na pewno usprawniło prawidłowe funkcjonowanie organizmu, a tym samym poprawiło komfort życia naszych autików. Czy nie o to w leczeniu chodzić powinno?!